Mój ojciec był kolejarzem i jako mundurowy PKP, pnąc się po szczeblach zawodowych od poniżej zera (bo po okupacji ledwie uszedł z życiem jako przyboczny partyzant

  Antoniego Szackiego "Bohuna" – w naszym domu w Zagnańsku była kryjówka Brygady Świętokrzyskiej NSZ), zaczynał od pracy na torowisku czyszcząc rozjazdy i karbidówki, nawet nie licząc, że może awansuje i zostanie wajchowym, co jednak po odwilży '56 się stało, więc wiem o czym zaraz napiszę, ponieważ wychowałem się na nastawni.

Z szacunku dla moich Sz. Czytelników pragnę poinformować, że znalazłem się na górce rozrządowej i muszę wybrać wagon, by jechać dalej. I komuś powiedzieć ciao! Kto chce, to może zabrać się ze mną, prego amici...

 

Oczywiście wybieram peron Nasze Blogi, chociaż mam z tyłu głowy, czyli że pamiętam, iż mój Stary, będąc w końcu dyżurnym ruchu, miał nad sobą zawiadowcę stacji, ale by aż tak awansować i zająć jego miejsce, to już mógł sobie tylko pomarzyć... "– Nie dla psa kiełbasa, ty wilku leśny, antykomunistyczny zbirze!" – wyjaśniał sobie skrycie, trwając do emerytury jako nad-ex-zwrotniczy i śpiewając w parafialnym chórze.

 

Ech, jakiż to był jednak inny, ten mój bliski, domowy, rodzinny wajchowy... Gdzie te czasy!?