- czwartek, 3 marca 2011, 23:25:27
- liczba komentarzy: 10
- liczba wyświetleń: 377
- 0 (0)
0
liczba ocen: 0
***************************************************************
Grzegorz Korczyński
W grudniu 1970 dowodził oddziałami Ludowego Wojska Polskiego, pacyfikującymi demonstracje robotnicze na Wybrzeżu...
Był jednym z głównych zbrodniarzy odpowiedzialnych za masakry robotników w czasie wydarzeń na Wybrzeżu.
Za związki z Gomułką został usunięty po Grudniu 1970 z zajmowanych stanowisk, a następnie wysłany jako ambasador do Algierii.
Matrioszki (vide "Jaruzelski",etc.)- skuteczne narzędzie służb specjalnych - Henryk Piecuch, lipiec/sierpień 2008 r.
Wikipedia o Henryku Piecuchu: W 1959 r. Henryk Piecuch rozpoczął 3-letnie studia w Oficerskiej Szkole Wojsk Ochrony Pogranicza. Na trzecim roku tych studiów wstąpił do PZPR. Był członkiem tej partii do jej rozwiązania. W latach 60. bez zezwolenia swoich przełożonych, zaczął publikować pod pseudonimami artykuły w takich czasopismach jak np. Taternik, Gazeta Robotnicza czy Nowiny Jeleniogórskie. Z powodu obowiązków służbowych w WOP-ie oraz pracy dziennikarza, miał kontakty z funkcjonariuszami różnych służb specjalnych, m.in. polskich, sowieckich, NRD, RFN, angielskich, amerykańskich, francuskich, czechosłowackich, węgierskich, izraelskich, szwedzkich. W trakcie pracy zawodowej kilkakrotnie bezskutecznie próbowano go zwerbować, jako agenta różnych służb, zarówno polskich jak i radzieckich. Zamach na Jana Pawła II spowodował, iż szerzej zainteresował się działalnością służb specjalnych, zwłaszcza metodami ich pracy. Zaczął robić analizy korzystając z posiadanej wiedzy i dostępnych materiałów. Kolejnym impulsem była deklaracja ówczesnego wiceministra w MSW, szefa służb wywiadu i kontrwywiadu, gen. brygady Władysława Pożogi (później gen. dywizji), o większym otwarciu w udostępnianiu informacji, wygłoszona na konferencji prasowej wiosną 1981. Dzięki temu po 3 latach zrobił z nim serię wywiadów oraz uzyskał dostęp do wielu odtajnionych materiałów. Wykorzystał je m.in. w książce "Siedem rozmów z generałem dywizji Władysławem Pożogą" (1987) i jej poszerzonych wydaniach (1993, 1996). W latach 80. pozyskał z archiwum MSW, kilkadziesiąt metrów bieżących akt, które do dziś wykorzystuje w swoich publikacjach.
Gen. W. Jaruzelski sowiecka matrioszka i inne matrioszki.
cz. 1/3
W końskim łajnie siedzą dwa żuczki. Jeden pyta drugiego:Tatko! popatrz, obok woda czysta, trawa zielona, a w górze niebo takie niebieskie, a my wciąż grzebiemy się w gównie. Dlaczego? Drugi na to: Bo widzisz synu, to wciąż jest nasza ojczyzna. Henryk Piecuch Tajna historia Polski Wybaczcie, tyle spraw ciekawych kręci się koło nas, a ja wciąż o polityce, wciąż grzebię się w.... Do przypomnienia sprawy matrioszek skłoniły mnie nie tylko monity internautów, ale także toczący się proces generała W. Jaruzelskiego et consortes, dzięki któremu znowu odżyły niegdysiejsze mity. Przypominana relacja jest zbyt obszerna, by ogłaszać ją w jednej kupie. Będzie więc kup kilka. Zapraszam do dyskusji.
Matrioszka - baba w babie, a w tej babie jeszcze jedna baba z babą w środku. Baby są drewniane (przeważnie bukowe lub brzozowe), barwne, można je kupić prawie na każdym większym bazarze. Matrioszki wywiadów są nieco inne. Zbudowane z krwi i kości oraz żywego mięska. Mają żelazne zdrowie, nienaganne maniery, przyjemną aparycję i nerwy ze stali. Działają jak roboty - tylko na sygnał centrali. Chociaż mózgi mają nieprzeciętnie wielkie, gdyż inaczej by nie przetrwały ani minuty wyłowieni przez wrogie kontrwywiady, to ich faktycznym mózgiem jest areopag służb specjalnych. Teoria służb specjalnych zna ta sprawy od wieków. Zarówno wywiady, jak i kontrwywiady stosowały ją jednak w incydentalnych wypadkach. Dopiero sowieckie służby specjalne wykorzystały ją na znacznie szerszą skalę. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych tym sposobem posłużyły się również służby specjalne Peerel, głównie kontrwywiad, kierowany w latach siedemdziesiątych przez gen. Pożogę, a później cała Służba Wywiadu i Kontrwywiadu, kierowana przez tego samego generała. Metoda ta pomogła W. Pożodze umieścić na Zachodzie kilkuset agentów, z których niektórzy nigdy nie zaczęli swojej pracy. Sposób jest prosty. Wywiad lub kontrwywiad, planując umieszczenie liczącego się agenta w wybranym państwie, przygotowują odpowiedniego kandydata, czasami z wieloletnim wyprzedzeniem, czasami zaczynając szkolić adepta od dziecka. Upatrzony kandydat w odpowiednio wybranym momencie zastępuję inną osobę, wcielając się w jej postać. Oczywiście zastąpiony zostaje zlikwidowany. Jest to żmudna, czasochłonna i bardzo kosztowna metoda. Jednak sowieckie służby specjalne udowadniały niejednokrotnie, że gdy chodzi o interesy Imperium potrafią pracować z wyprzedzeniem idącym w dziesiątki lat, nie licząc się z kosztami, ofiarami ani niczym innym. Tak było z matrioszkami wywiadów. Opowieści goryla [wersja I]. W czasie pisania książki Byłem gorylem Jaruzelskiego, opartej m.in. o relacje płk. A. Gotówki, były szef goryli generała wielokrotnie wspominał o zasłyszanej teorii podmian osób celem wyhodowania agenta wpływu. Chodziło o gen. W. Jaruzelskiego. Nie traktowałem tych relacji poważnie (podobnie jak i nie czynię tego obecnie), nie umieściłem o nich wzmianki w książce. Gdy jednak z innych źródeł usłyszałem podobne rewelacje, czuję się w obowiązku zasygnalizować problem. Sięgam po notatki (nie autoryzowane).
- Wiesz - przekonywał mnie goryl - od dawna w środowisku dotyczącym Jaruzela słyszę głosy, że Jaruzelski, to nie Jaruzelski.
- Tylko kto?
- Facet podstawiony przez NKWD.
- Bzdury.
- Zobacz: dobra szlachecka, herbowa rodzina. Świetne gimnazjum. Syberia. Tajga. Berlingowcy. Nagła kariera. Najmłodszy generał w LWP. Najmłodszy wiceminister. Najmłodszy minister. Członek Biura Politycznego. Pierwszy sekretarz partii. Wreszcie prezydent, już na pół wolnej Polski, ale jeszcze z sowieckimi wojskami w środku. Przecież jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych do Moskwy szły z Warszawy sprawozdania o ruchach kadrowych w naszej armii, podpisywane niekoniecznie przez polityków dawnego reżimu. Tego nie można osiągnąć bez pomocy potężnych służb specjalnych Imperium.
- Twoja opowieść jest najlepszym przykładem na spiskową teorię dziejów.
- Niedawno odwiedziłem w Warszawie pewnego krawca. Szyje generalskie mundury. Pochodzi z rodzinnej miejscowości Jaruzela. I on również twierdzi, że Jaruzelski z Kurowa, to nie Jaruzelski z Belwederu.
- Też mi dowód
- A moje spostrzeżenia się nie liczą? Wiele się napatrzyłem na nietypowe spotkania Jaruzela z rodziną (siostra, matka). Oschłe, zimne, wyrachowane, dziwne, jakby nieludzkie, jakby się spotykał robot dawno zaprogramowany. Mam dziwne przeczucie, że Jaruzel Belwederski jest wytworem radzieckich służb specjalnych. Mało wiadomo o planowaniu z wieloletnim wyprzedzeniem. Ale ono było. Wizja wasalnej Polski. Miał ją Stalin na długo przed zakończeniem wojny. Byłoby dziwne gdyby nie postawił służbom specjalnym, które doceniał, odpowiednich zadań. Przygotowywanie kadr zgodnie z dyrektywami generalissimusa. Różnymi sposobami. Jawnymi i tajnymi. O jawnych wiemy dużo, o tajnych prawie nic. Rola NKWD. Ci faceci uwielbiali takie trudne zabawy. Wytypowanie własnych kandydatów. Wybranie odpowiednich ofiar spośród łagierników, z dobrymi życiorysami. Podmiana. Likwidacja niepotrzebnej ofiary. Trudna adaptacja, pod kontrolą. Potem puszczenie kandydata na głębokie wody, ale pilotowanie. Czas wojny sprzyjał takim grom.
Opowiedziałem tę historyjkę generałowi W. Jaruzelskiemu. Usłyszałem:
Bzdury. W. Jaruzelski, matrioszki [cz. II], mecenas
cz. 2/3
Jeżeli misja wyjdzie na jaw jeszcze przed rozpoczęciem, trzeba zabić szpiega i wszystkich, którym udzielił on informacji.Sun Tzu
Ciekaw jestem, co w kontekście zacytowanych słów Sun Tzu myślicie o gen. Piotrze Jaroszewiczu? Wydaje mi się, że to bardzo zagadkowa historia, której nie chciano wyjaśnić. Podobnie, jak chyba nie chciano wyjaśnić sprawy morderstwa gen. M. Papały. No i to wleczenie sprawy wypadku prof. Geremka. Mam wątpliwości co do użytego określenia. Nie jestem pewien czy to wypadek czy przypadek. Katastrof samochodowych, dużych i małych VIP-ów, ci u nas dostatek. Rozstrzygnięć: wypadek albo przypadek? - mało. Wypadki chodzą po ludziach. Przypadki po służbach specjalnych. Czyż to nie zastanawiające? Przypominam jestem zdecydowanym przeciwnikiem spiskowej teorii dziejów i gorącym zwolennikiem spisków polityków. Ale do brzegu! Kontynuując poprzedni wątek dziś Matrioszki Bohdana Rolińskiego. Relacje reportera oparte są na rozmowach z generałem Piotrem Jaroszewiczem. Roliński komponuje opowieść z relacji z relacji, poszerza o sprawy związane ze śmiercią Karola Świerczewskiego, by dojść na koniec do wniosku i uzasadniać go, że sowieckie służby specjalne miały w Polsce co najmniej kilka matrioszek. Roliński pisze, że P. Jaroszewicz opowiadał, że Karol Świerczewski: się zorientował, że chodziło o operację wywiadu polegającą na podmianie ludzi. Słyszał kiedyś w Hiszpanii o stosowaniu tej metody. Zapoczątkowano ją podobno jeszcze w latach dwudziestych w walce z białą emigracją rosyjską. Teraz okazało się, że Żukow przygotowywał podmianę na polski teren. Karol zrozumiał, że dla przygotowanych w normalnym trybie, i pewnie od lat, agentów na Polskę, Żukow wynalazł sobowtórów, czy choćby bardzo podobnych, wśród setek tysięcy Polaków, których wojna rzuciła do Sojuza. Miał już kandydatów do podmiany. Jeśli operacje będzie realizowana, autentyczni znikną, jak mała matrioszka w dużej. Operacja ryzykowna, ale w razie powodzenia daje rezultaty nadzwyczajne. Wedle P. Jaroszewicza, o całej operacji przygotowywania matrioszek na Polskę miał decydować sam J. Stalin. Generalissimus planował ponoć zainstalować w Wojsku Polskim cztery do sześciu matrioszek. Opiekun z NKWD I Dywizji mjr/gen. G. Żukow musiał oczywiście przygotować więcej kandydatów. B. Roliński opowiada opowieści P. Jaroszewicza o opowieściach K. Świerczewskiego dotyczących jego kontaktów z opiekunem z NKWD: Swoich ludzi wytypowałem trafnie spośród innych przygotowywanych do służby specjalnej - ciągnął Żukow. Byli doskonale wyszkoleni, wychowani jak Polacy. Nie myśl, że uczyli ich nasi, ja miałem nawet dwóch księży, prawdziwych, polskich. Moje wymagania były bardzo wysokie. Znalazłem kandydatów. Powiem ci, że oni pochodzili z rodzin kiedyś polskich, które osiadły w Rosji. Byli doskonali i nadawali się do każdej pracy w Polsce. Ale do tej musiałem im znaleźć sobowtórów. Żukow wreszcie użył właściwego słowa, które było schowane w tej operacji, jak matrioszka w matrioszce.Jeżeli ciekawi was, co powiedział J. Stalin, to B. Roliński zaspokoi waszą ciekawość opowieścią z czwartej ręki. Będzie tak: Stalin przekazał ważny rozkaz Żukowowi. Major zdradził go Świerczewskiemu, który był generałem i który zwierzył się Jaroszewiczowi. Ten podkablował tercet - Stalina, Żukowa i Świerczewskiego Rolińskiemu, który sypnął metody NKWD, ujawniając najskrytszą tajemnicę generalissimusa tysiącom czytelników.A J. Stalin (mając na myśli rwące się do roboty szpiegowskiej matrioszki) powiedział tak: Dajcie ich do polskiej armii. Mają siedzieć, jak ryba w lodzie, ani drgnąć dopóki nie zgłosimy się do nich. Wszystkie zwykłe prace wykonujcie przez agenturę. Oni niech czekają. Tylko ja mogę wam dać znać, kiedy i jak ich uruchomić. Oczywiście, K. Świerczewski nie ustawał w molestowaniu mjr./gen. Żukowa aby mu zdradził rozmieszczenie matrioszek. NKWD-ysta wzdraga się długo, ale w końcu, rozmiękczony alkoholem zdradza: Czterech andersowców jest tam, u nich. Bardzo dobrze. Dwóch z drugiego rzutu było w pierwszej dywizji. Jeden o mało nie zginął pod Lenino. Dwóch było w drugiej (dywizji - przyp. H.P.). Dwóch poleciało do Polski, do partyzantów. I jest jeszcze jeden, poszedł drogą cywilną. Wszyscy przeżyli wojnę. Są tu, żyją między ludźmi. Lepsi to Polacy niż wy, w tych mundurach. To nie są jacyś zwykli agenci. Oni nie zajmują się sprawami, które załatwia wywiad czy kontrwywiad. Oni po prostu tu żyją, pracują, działają. Już wrośli w otoczenie. Taki to, widzisz, genialny jest nasz wynalazek. Oni są dziś Polakami, moje Matrioszki. I na koniec sypnę J. Stalina, Żukowa, K. Świerczewskiego, P. Jaroszewicza i B. Rolińskiego. Reporter mi to zapewne wybaczy. Matrioszki Żukowa w Polsce, to - B. Bierut, J. Światło i (ale bez wskazania po nazwisku) W. Jaruzelski. Tę historyjkę również opowiedziałem generałowi W. Jaruzelskiemu. Usłyszałem:
- Bzdury!
Trudno jest pisać o najtajniejszych sprawach wywiadów nie mając dostępu do pełnych materiałów archiwalnych. Ale nawet, gdy się ma dostęp do wybranych dokumentów, nigdy nie wiadomo, co jest prawdziwe a co fałszywe, co jest zapisem działań operacyjnych, co dezinformacją, co planami, co sprawozdaniem przygotowanym wyłącznie na użytek polityków, aby wydusić z decydentów dodatkowe środki, a co zestawieniem przygotowanym do dyscyplinowania podwładnych, co analizą. Jeszcze trudniej jest opierać zapisy na relacjach osób wierzących, że wszystko wiedzą o służbach specjalnych. Czasami wygląda to tak:
Opowieści pewnego mecenasa:
- W. Jaruzelski nie jest W. Jaruzelskim.
- Kim jest W. Jaruzelski?
- To inny człowiek.
- Ale nazywa się W. Jaruzelski?
- Tak, nazywa się W. Jaruzelski, ale nie jest W. Jaruzelskim.
- W. Jaruzelski jest W. Jaruzelskim, ale nie jest W. Jaruzelskim?
- Tak właśnie.
- Uf!
- Takie są służby specjalne.
- Takie są sowieckie służby specjalne?
- Tak właśnie. Takie są sowieckie służby specjalne.
- A dowody?
- W służbach specjalnych nie ma dowodów. Zwłaszcza w sowieckich służbach specjalnych.
- Skoro nie ma dowodów. Nie ma i nie było sprawy.
Tej historyjki nie opowiadałem generałowi W. Jaruzelskiemu. Domyślałem się odpowiedzi. Mecenasa znałem od zawsze. Był wychowankiem mojego przyjaciela ze Służby Wywiadu i Kontrwywiadu. Mecenas śpi spokojnie, bo wie, że ma w IPN czyste konto. Papirusy dotyczące jego mozolnego trudu z lat 70/80, w 1989 r. zmieniły mp. Dlatego mecenas je z ręki tym, którzy dysponują zasobem dotyczącym jego dorobku. W tym miejscu dodam, że nie są to ludzie, którym warto zaryzykować i dać się ogolić brzytwą. Przekonałem się o tym osobiście. Moi przyjaciele, na szczęście, zamiast brzytwy, umiejętnie posłużyli się organami [45 lat praktyki do czegoś zobowiązuje]. Przez naiwnych zwanymi organami sprawiedliwości [za Levinasem: sprawiedliwość to przede wszystkim prawo głosu]. W. Jaruzelski - proces, L. Wałęsa, Grudzień matrioszki [cz. III] W oczekiwaniu na igrzyska olimpijskie poobserwowałem igrzyska sądowe. Bronił się W. Jaruzelski et consortes. Generał bronił się milcząc. Nacierała prokuratura. Arbitrem był Lech Wałęsa. Sprawa szła o Grudzień 70. Słuchając zadziwiająco nieprecyzyjnej paplaniny zastanawiałem się, czy tak poważne grono osób nie potrafi dostrzec paradoksu w tym, co robi? Z całym szacunkiem dla chęci oraz późniejszych dokonań, kiedy to L.W. stał się, obok Jana Pawła II, drugim rozpoznawalnym Polakiem w świecie, ale słuchanie fantazjowania niegdysiejszego elektryka na temat tego, co się w grudniu 1970 r. działo w Białym Domu, kto i o czym decydował itp., itd. zakrawa na kpinę. Czyż tak trudno pojąć, że aby powiedzieć coś rozsądnego o faktycznym przebiegu tragedii na Wybrzeżu, nie wystarczy chcieć. Trzeba jeszcze przeczytać jakieś 50-100 metrów akt, przestudiować z 50 książek, przesłuchać 3-5 km taśmy magnetofonowej z nagraniami oraz przede wszystkim, zebrawszy świadków z obu stron barykady, przeprowadzić coś na kształt wizji lokalnej, albo przynajmniej podróży historycznej, ustalając krok po kroku przebieg wydarzeń, rejestrując co kto mówił, co robił, a nawet gdzie stał etc.Uczestnikiem takiej wizji, jako jeden z relantów, mógłby być i powinien być Lech Wałęsa. Mógłby i powinien być uczestnikiem takiego przedsięwzięcia nie dlatego, że L.W. był w latach 80. przywódcą potężnej Solidarności, która wstrząsnęła światem dwubiegunowym, i nawet nie dla tego, że następnie piastował urząd prezydenta RP, a dlatego, że w grudniu roku 70. L.W. był aktywnym uczestnikiem wydarzeń w Trójmieście. Ale, dodajmy od razu, uczestnikiem, który nie mógł wiedzieć co się działo nie tylko w najważniejszych gmachach Peerelu, ale nawet co się działo w gabinetach lokalnych kacyków Gdańska, Gdyni, Sopotu. Czego się wówczas dowiemy? Ano chociażby tego, że w Trójmieście na długo przed wybuchem konfliktu prowadzono działania operacyjne, m.in. z udziałem ówczesnego wiceministra MSW gen. F. Szlachcica; że w pierwszej, kilkusetosobowej grupie stoczniowców, która opuściła stocznię wychodząc na miasto, znalazło się ok. 50 kadrowych pracowników służb specjalnych, a każdy z nich miał nielichą grupkę agentów i informatorów, którzy dobrze wiedzieli, co mają krzyczeć i robić; że w czasie wydarzeń funkcjonowało 7 [słownie: siedem] sztabów decyzyjnych, których nikt nie koordynował; że o wszystkim na bieżąco informowany był E. Gierek - ówczesny sekretarz KW PZPR w Katowicach [informatorem był Szlachcic, a łączność telefoniczną, z pominięciem środków MSW, zapewniał generałowi ówczesny zastępca komendanta wojewódzkiego MO ds bezpieczeństwa płk W. Pożoga]; że działy się dziwne sprawy związane z kluczowym dla masakry w Gdyni, uruchomieniem kolejki; że dziwnym trafem zaginęły notatki do meldunków 6-cio godzinnych o sytuacji w Trójmieście, opracowywanych przez specjalny zespół KW MO, a podpisywanych przez płk. Kolczyńskiego i Pożogę. Że wreszcie w Warszawie zawiązany był nieco egzotyczny sojusz personalny w składzie: S. Kania, E. Babiuch, W. Jaruzelski i F. Szlachcic. Sojusz, który promując E. Gierka, równocześnie odstrzelił od fotela I sekretarza KC PZPR W. Gomułkę. Czyż nie był to swoisty zamach stanu, który następnie, 12 grudnia 1981 r., powtórzono w nieco zmodyfikowanej formie [ale także z decydującym udziałem W. Jaruzelskiego wspartym przez F. Siwickiego, Cz. Kiszczaka i M.F. Rakowskiego]? Uf!!!, długo by o tym pisać. Jedno jest pewne o tym wszystkim L. Wałęsa nie miał, bo nie mógł wówczas mieć najmniejszego pojęcia. Na jakiej podstawie i dlaczego więc dziś wystawia laurki gen. W. Jaruzelskiemu? Dlaczego o tym wspominam? Bo jeszcze potrafię się dziwić. Poza tym pamiętam słowa Edwarda. Krasińskiego, przekonującego:
Ja nie mam koncepcji
Ja nie mam pomysłów
To wszystko co robię
To są moje widzimisię.
I do tego widzimisię dorzucam, zgodnie z obietnicą, ostatni odcinek o matrioszkach. Tak niegdyś zanotowałem słowa gen. W. Pożogi dotyczące tego tematu. Szef Służby Wywiadu i Kontrwywiadu tłumaczył mi: Wykorzystywaliśmy nową falę emigracji do zagęszczenia naszej agentury w Niemczech. Wykombinowaliśmy prosty sposób, aby podrzucać BND naszych kadrowych pracowników. Wyszukaliśmy odpowiednich kandydatów dorabiając im wiarygodną legendę, aby mogli się zaadaptować jako członkowie rodzin wybranych mieszkańców Niemiec. W tym celu nasi pracownicy wyszukiwali zmarłe osoby [przypomnę, że za zmarłe można także uznać osoby wyprowadzone z tego świata metodami dobrze znanymi gangsterom oraz służbom specjalnym - HP], które miały rodziny w RFN. Pod taką rodzinę podszywał się nasz pracownik. Zbierał materiały dotyczące zmarłego, zapoznawał się z jego życiem, warunkami pracy, zamiłowaniami etc. Rosjanie nazywają taką metodę na matrioszkę. W tej fazie przygotowań liczyły się najdrobniejsze elementy. Im więcej szczegółów dało się zgromadzić, tym lepiej. Była to żmudna, trwająca nieraz latami praca dla wielu setek ludzi. Trud się opłacił. Nasi agenci szybko się adaptowali do zmienionych warunków, błyskawicznie awansując. Niektórzy zostali adoptowani przez z góry upatrzone przez nas rodziny. Kontakty z niemiecką rodziną nawiązywano przeważnie poprzez Czerwony Krzyż lub ogłoszenia prasowe.Z kilkunastu naszych w ten sposób wysłanych pracowników kontrwywiad niemiecki rozszyfrował tylko jednego. Stało się tak w wyniku głupoty agenta, który poczuł się zbyt pewnie w Niemczech, nie zniszczył otrzymanych od nas materiałów i w końcu wpadł. Wyrwaliśmy go jednak z niemieckiego więzienia. Przypomnieliśmy Niemcom, że są nam winni rewanż za Wenzla. Pamiętali. Zachowali się jak dżentelmeni. Oddali naszego agenta za darmo.Gen. Pożoga ograniczył swoją relację do terenu Niemiec. Skądinąd jednak wiem, że np. płk Marceli Wieczorek prowadził w Chicago dwie matrioszki, inny oficer zajmował się podobną sprawą w Kanadzie, jeszcze inny we Francji.Co by jednak nie powiedzieć, to te przedsięwzięcia peerelowskich służb specjalnych były parodią klasycznej idei matrioszek. Parodia parodią, jednak dzięki tej metodzie sporo łupów do Kraju Pieroga i Zalewajki przywieziono. Zupełnie inną sprawą jest, ile z tych łupów było przydatne w kraju, a ile przekazano do Wielkiego Nadzorcy. Będzie jednak okazja szerzej o tym wspomnieć przy okazji wpisu poświęconego pewnemu dżentelmenowi z serialu TVN Szpieg. Cóż, dżentelmeni służb specjalnych dżentelmenami, a matrioszki matrioszkami. Interesującym byłoby rozejrzenie się ile matrioszek pozostawił w Kraju Pieroga i Zalewajki mój niezastąpiony przyjaciel gen dyw. Witalij Pawłow. Ale zostawmy to dziennikarzom śledczym, bo nasze służby specjalne są wstanie przestraszyć się nawet myszy w piwnicy dyr. Bączka. A poza tym, domniemywania nie są moją najmocniejszą stroną, to nie jest uczciwy wysiłek filozoficzny. ---wyciągnijcie teraz samodzielnie myślący wnioski.
Polakom urabia mózg - Polakom urabia mózg żydoniemiecka i żydobolszewicka ze swym POmiotem PROPAGANDA prasa, radio, telewizja, wydawnictwa szkolne i encyklopedyczne etc. w języku polskim i obcym, która jest w łapach "koczowników plemiennych" (96% światowych mediów), koczujących na wszystkich kontynentach i żyjących kosztem innych narodów ze szkodą dla tych narodów. Ilu Polaków o tym wie ? Na ul.Wiejskiej w Warszawie jest "KNE-SEJM", w którym zdecydowanie dominują "koczownicy plemienni" pod po raz który zmienionymi tetełe, vide pierwszy kaszalot PRL - bis, niezależnie od ugrupowania politycznego, a Polaków jest tam niewielu. W/g danych osobowych kartoteki MSW z 1984r( opracowane na podstawie operacji Sezam, zaczętej przez Niemcy a kończonej po wojnie przez NKWD, Śmiersz, IW, UB, SB, etc. - czyli "przerabianie" żydoniemców vide ryży, żydobolszewików - 400 tys tzw.litwaków czyli biedoty żydowskiej zza Donu na "polaków" nadając im polskie tetełe, plus 4000 enkawudzistowskich zbrodniarzy, oprawców, bandytów, czyli matrioszek vide Wolski ksywa Jaruzelski czy Kiszczak, Stoltzmany ksywa Kwaśniewscy, etc. Akta tej operacji znajdują się w Archiwum Akt Nowych w Szczecinie, były dostępne lecz obecnie nie), w Polsce żyje kolo 3 mln żydów ukrytych pod polskimi nazwiskami i udających Polaków, a w/g S.Szurmieja, przewodniczącego organizacji żydowskich, aż 4 miliony z tymi ściąganymi z Izraela, zza Donu. Polakom może pomóc poznanie BEZWZGLĘDNEJ PRAWDY, która wpłynie na podwyższenie ich ŚWIADOMOŚCI NARODOWEJ. Dlatego Polacy muszą się wystrzegać kłamstwa i półprawd, które są równie niebezpieczne jak kłamstwo, ponieważ powodują wtórne ogłupienie co widać po wpisach na forach. O matrioszkach pisze Henryk piecuch, pisał Rybiński w imieniu Jaroszewicza, co ten ostatni i nie tylko on przypłacił życiem ze swą żoną. Polecam książkę "Radomierzyce. Archiwa pachnące śmiercią" Jerzego Rostkowskiego, mówiącą o tym co znalazł Jaroszewicz w Radomierzycach, dlaczego wszyscy z nim na czele zginęli + agent GRU, KGB Jerzy Fonkowicz. ( Mordercze archiwum - Były premier PRL Piotr Jaroszewicz mógł zginąć z powodu tajemnic, które poznał w czerwcu 1945 r. w Radomierzycach koło Zgorzelca. W czerwcu 1945 r. na dziedziniec pałacu w Radomierzycach wjechały trzy terenowe samochody. Z aut wysiadło kilku cywilów i uzbrojeni żołnierze w polskich mundurach. Zamierzali przeszukać zdeponowane tam pod koniec wojny ogromne niemieckie tajne archiwum. Jadąc do pałacu, nie wiedzieli jeszcze, co ono zawiera. Kilkadziesiąt lat później trzy najbardziej wtajemniczone w te poszukiwania osoby zostały zamordowane - wszystkie w tajemniczych okolicznościach. Był wśród nich płk. LWP i prokurator wojskowy Jaroszewicz. Tajemnica
Latem 1944 r. hitlerowcy rozpoczęli w Radomierzyckim pałacu toczone ścisłą tajemnicą prace budowlane. W jednym z pomieszczeń powstało coś na kształt opancerzonego bankowego skarbca. Zaraz potem do Radomierzyc zaczęły zjeżdżać ciężarówkami tajne dokumenty, zebrane w całej Europie. Raporty o przebiegu tej akcji trafiały bezpośrednio na biurko Waltera Schellenberga, szefa VI departamentu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). To może świadczyć o randze całego przedsięwzięcia, a także o znaczeniu archiwum dla hitlerowców. Wskazuje również na osobę, której najbardziej zależało na ukryciu dokumentów, będących już po wojnie znakomitym punktem przetargowym w różnych rozgrywkach nie tylko politycznych. Rozgrywkach o życie!
I. - Misja Jaroszewicza
Znany sudecki przewodnik Tadeusz Steć, współpracownik służb wywiadowczych, ujawnił, że w 1945 r. odwiedził Radomierzyce w poszukiwaniu złożonych tam dokumentów. Okoliczni autochtoni wspominali, że w majątku mieszkali również obcokrajowcy, prawdopodobnie Francuzi. Widzieli także polskich żołnierzy, którzy przyjechali do pałacu. Kierował nimi Jaroszewicz, wówczas pułkownik LWP. Trafiła do niego informacja o ukryciu przez Niemców ważnych dokumentów w pałacu koło Zgorzelca. Chciał on, by nie była to oficjalna akcja wojskowa, lecz prywatne przedsięwzięcie, które pozwoliłoby mu się zorientować, co kryło się w Radomierzycach. Zabrał tylko zaufanych ludzi. Z Jaroszewiczem byli m.in. Tadeusz Steć i ppłk Jerzy Fonkowicz, agent sowieckiego wywiadu oraz mjr Władysław Boczoń.
II. - Akta wywiadu
Po dotarciu do pałacu w Radomierzycach ekipa Jaroszewicza odnalazła w jednym z pomieszczeń tysiące teczek zawierających tajne dokumenty Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Były tam akta personalne, listy, plany; głównie archiwa wywiadu francuskiego. Miało się tam także znajdować archiwum paryskiego gestapo, zawierające listy konfidentów. Były to dane o ludziach, ich ciemnych interesach i kolaboracji z Niemcami oraz wydarzeniach prowokowanych przez niemieckie tajne służby, w których uczestniczyły znane osobistości. Tadeusz Steć powiedział prasie - Z późniejszym Premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem zostałem w Radomierzycach jeszcze dwa lub trzy dni. Cały czas tłumaczyłem. Jaroszewicz przebierał. Wybrał stosik dokumentów. Zrobił z nich dwie lub trzy niewielkie paczki. (...) Byłem akurat pod pałacem, razem z dwoma cywilami. Nagle na dziedziniec pałacu wpadła grupa czerwonoarmiejców z bronią gotową do strzału. Ani się obejrzeliśmy, jak ustawiono nas pod ścianą z rękami do góry. Na szczęście wyszedł Jaroszewicz, pogadał z dowódcą grupy, jakimś lejtnantem chyba. Czerwonoarmiści pognali nas w kierunku wioski, nie szczędzili kopniaków, doprowadzili do drogi Bogatynia - Zgorzelec i kazali iść, doradzając, abyśmy zapomnieli o pałacu i wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy. Paczki z wybranymi dokumentami pozostały w samochodzie Jaroszewicza.
III. - Likwidacja świadków?
Pod koniec lipca 1945 r. Radomierzyckie archiwum wyekspediowano do ZSRR. Zawierało ono około 300 tys. teczek, średnio po 250 stron każda, w tym 20 tys. teczek niemieckiego i francuskiego wywiadu wojskowego, 50 tys. teczek sztabu generalnego i liczące 150 teczek akta Leona Bluma i archiwum rodziny Rothschildów. Oprócz tego był tam ogromny zbiór dokumentów dotyczących kolaboracji Francuzów z Niemcami. Niewielką część archiwum pochodzącego z Radomierzyc, a także z zamków Czocha (koło Zgorzelca) i Książ (koło Wałbrzycha), Rosja prawdopodobnie sprzedała Zachodowi. W Polsce, w prywatnym archiwum Piotra Jaroszewicza, pozostała część dokumentacji, nie wiadomo jednak, jakiej rangi. Do lat 90. ubiegłego wieku dożyły trzy osoby przeglądające w czerwcu 1945 r. Radomierzyckie archiwum: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz Steć i Jerzy Fonkowicz. Wiadomo, że przez lata osoby te utrzymywały z sobą kontakt. Wszystkie trzy zostały zamordowane przez nieznanych sprawców; ofiary torturowano przed śmiercią. Jaroszewicza i jego żonę zabito w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. W nocy z 11 na 12 stycznia 1993 r. zamordowano Stecia, a Fonkowicza - w 1997 r. W żadnym z tych zabójstw nie wykazano motywu rabunkowego.) . Lecz powodem śmierci Jaroszewicza mogło być i to o czym poniżej: Cytat: Były premier PRL Piotr Jaroszewicz mógł zginąć z powodu tajemnic, które poznał w czerwcu 1945 r. w Radomierzycach koło Zgorzelca. - Mógł.Ale równie dobrze mógł zginąć z powodu tajemnic które poznał na początku 1980r .I do tej wersji się skłaniam nie dlatego że ona moja, ale dlatego że bardziej umocowana w realiach.
Kim w roku 1945 mógł być Piotr Jaroszewicz ? Piotr Jaroszewicz ze swoim pochodzeniem społecznym ?z rodzinnymi powiązaniami ? Nikim,a może jeszcze mniej. I jako taki nie mógł być ani uczestnikiem ani świadkiem czegokolwiek czego ranga bodaj ocierałaby się o sprawy sekretne. Kwestia rodzinnych powiązań Jaroszewicza została już przeze mnie przedstawiona ale niestety temat jako że był umieszczony w "pierdolni " po zmianie kompa -zniknął.Nie mam kopii tamtego postu,dlatego załączam jego szkic. Cytat: W sierpniu 1939 r przebywający w Tallinie, komandor podporucznik Henryk Kłoczkowski dowódca ORP. Orzeł, zakochał się w Marinie Krzyżanowskiej. Ta niezwykłej urody kobieta, była żoną radcy handlowego polskiej ambasady w Estonii.Radca Krzyżanowski był drugim mężem Mariny, pierwszy zginął w Hiszpanii gdzie jako pilot walczył po stronie generała Franco. Zawiłe losy ORP Orzeł, sprawiły że komandor Kłoczkowski znów znalazł się w Tallinie i romans z Mariną Krzyżanowską trwał jeszcze jakiś czas.W tym czasie mąż Mariny,przebywał w obozie znajdującym się w miejscowości o mało wówczas znanej nazwie -Katyń. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Estonii, pani Marina Krzyżanowska została aresztowana i wywieziona do Kazachstanu, a że nie miała powołania Penelopy ,szybko zakochała się w rosyjskim oficerze -pilocie i wyszła za niego.Fakt ten nie pomógł oficerowi w karierze ale za to Marina ,już wówczas Podgórska, wyjechała do Moskwy,gdzie mieszkała jeszcze parę dziesiątek lat, nic nie wiedząc o tym, że jej drugi mąż cudem boskim zdołał zbiec z Katynia. Po ucieczce Krzyżanowski schronił się u swych rodziców w okolicach Grodna.Tam też, ( co dziwne) nie niepokojony przez nikogo przeżył samotnie następnych kilkadziesiąt lat, pracując jako robotnik w fabryce papierosów. Niebywały przypadek sprawił, że żyjąca w Moskwie Marina Podgórska i mieszkający w Grodnie Krzyżanowski, odnaleźli się w 1979 r .Wkrótce doszło do wzruszającego spotkania w Moskwie. Stary i już schorowany Krzyżanowski przekazał swej byłej żonie Marinie "pamiętnik" oraz inne "papiery". Marina Podgórska zapoznała się dokładnie z zawartością depozytu - całość dotyczyła Katynia. Dokładnie nie wiadomo jakiego rodzaju były to informacje,ale najwidoczniej ważne skoro Marina Podgórska zdecydowała się natychmiast przekazać je swemu bratu - Piotrowi Jaroszewiczowi, byłemu premierowi PRL. Przekazała mu również wszystkie listy jakie do 1940 r otrzymywała od komandora Henryka Kłoczkowskiego. Uważam, że przyczyną śmierci Jaroszewiczów była obawa przed tym aby treści zawarte w "katyńskich zapiskach" radcy Krzyżanowskiego, nie stały się powszechne. Nawet się nie domyślam co mogły zawierać, ale wierze, że sporządzone były fachową ręką i miały rangę dowodów, wszak wiadomo że radcy handlowi przy ambasadach są ekspertami w wielu dziedzinach a najmniej w dziedzinie handlu. Uważam, że ten trop z Radomierzyc może być fałszywy, może został podsunięty celowo. Zbyt dużo lat minęło od tamtych zdarzeń, aby istniały motywy do dokonania morderstwa, gdyby jakieś siły chciały tego dokonać, zrobiłyby to wcześniej, przecież Jaroszewicz był na emeryturze już od 12 lat. Uważam, że morderstwo to należy raczej wiązać z przebiegiem tzw. transformacji przełomu lat 80 i 90 ub. wieku. On musiał coś za dużo wiedzieć na temat mechanizmu tej tzw. transformacji i osób biorących w niej udział - może Leiby Khone ksywa Wałęsy, może Wolskiego ksywa Jaruzelskiego. Również zbieżność czasowa z przewrotem - "nocną zmianą" 4 czerwca 1992 może nie być przypadkowa. Być może, podobnie było z Ceauşescu - tylko oprawcy wybrali wariant "zemsty ludu" i proces kapturowy, gdyż okoliczności im sprzyjały. Niektórzy jak i ja ( zapiski i dokumenty rodzinne) wiążą to morderstwo ze sprawą wiedzy Jaroszewicza na temat tzw. "matrioszek" - podstawionych agentów sowieckich o fizycznym podobieństwie do zamordowanych Polaków wywodzących się ze znanych i poważanych rodzin, o patriotycznej przeszłości, którzy następnie zostali wprowadzeni do aparatu władzy w Polsce i w ten sposób mogli realizować politykę Moskwy, nie budząc podejrzeń. A sowiecki generał Wolski ksywa Jaruzelski jest jedną z takich "matrioszek", których 4000 Śmiersz i NKWD pozostawiło w Polsce i nie tylko.. To tłumaczyłoby związek morderstwa z dokumentami dotyczącymi Katynia.
Kto Ci powiedział, że masz czytać wszystko?! (Henryk Piecuch)
TAJNA HISTORIA POLSKI
SUPERAGENCI XX WIEKU
...i wystarczy!
dlatego proponuję:
w kwietniu 2004 r. drugą książkę z cyklu Superagenci XX wieku:
Płk Michał carewicz Goleniewski. Król kotów
Gdyby Szekspir żył pod koniec, a nie w połowie drugiego tysiąclecia, gdyby
w dodatku zetknął się z politykami i superagentami, wiedziałby, że swoje fundamentalne pytanie źle postawił.
Dziś powinno ono brzmieć:
łgać czy nie łgać
Szef Służby Wywiadu i kontrwywiadu MSW gen. Dyw. W. Pożoga powiedział mi kiedyś, że pod koniec XX wieku nie ma już problemu z wypraszaniem z tego świata ważnych, ale niewiarygodnych dla służb specjalnych osób. W erze totalnej wojny czwartej generacji, czyli wojny informacyjnej, likwidację wystarczy zastąpić kłamstwem. Słowa bowiem zabijają skuteczniej niż kula, nóż czy trucizna. Te rekwizyty należy zachować dla osób, których nie można zneutralizować w inny sposób. Przy tej metodzie kasowania ludzi jeszcze bardziej wzrosła ranga tzw. kombinacji operacyjnych, których najwyższą formę stanowią gry wywiadowcze.
Generał dodał, że na około stu oficerów obu resortów siłowych [MSW, MON], którzy w okresie Peerelu przeszli na Zachód, co najmniej połowa podjęła taką decyzję właśnie w wyniku gier operacyjnych. W jednej z nich ważne zadanie przypadło płk. M. Goleniewskiemu. Był to czas budowy muru berlińskiego [13.08.1961], instalowania sowieckich rakiet na Kubie [21.10.1952] oraz przygotowywania i wykonania zamachu na prezydenta USA Johna F. Kennedy`ego [22.11.1963].
Opracowana przy udziale KGB & GRU legenda kreująca Goleniewskiego na ostatniego cara Rosji jest jedną z najoryginalniejszych w historii wywiadów. Był to prawdziwy majstersztyk roboty operacyjnej, skutecznie odwracający uwagę CIA & FBI od zadań wykonywanych przez agenta na terenie USA. Nie można jednak wykluczyć paradoksu historii mogącego sprawić, że interesy wrogich służb zbiegły się. To wystarczyło, aby dwie różne osoby oddały trzy strzały do prezydenta.
W momencie, gdy zadania CIA & FBI (którym patronował Lyndon B. Johnson) były tożsame z zadaniami KGB & GRU (patronat: Nikita S. Chruszczow) Kennedy był już trupem niczym Atlantyda. Dziś już nie da się udowodnić czy CIA [FBI?], po rozgryzieniu gry KGB, nie wykorzystała Goleniewskiego do jednego z kilku wariantów maskowania prawdziwych sprawców zamachu. Faktem jest, że pułkownik, jeszcze z czasów moskiewskich, znał L.H. Oswalda, powszechnie uznawanego za mordercę J.F. Kennedy`ego.
Być może nic nie znaczącym epizodem w tej grze są interesujące układy personalne pomiędzy: M. Goleniewskim, jako byłym zastępcą szefa Głównego Zarządu Informacji WP a W. Jaruzelskim, jako najmłodszym wówczas generałem PRL i zaraz potem szefem Głównego Zarządu Politycznego WP oraz A. Fominem, byłym frontowym przełożonym W. Jaruzelskiego i w latach 1960-1964 rezydentem KGB w USA, nadzorującym m.in. Goleniewskiego.
We wrześniu 2004 r. szesnasta pozycja z cyklu Tajna historia Polski :
Byłem szpiegiem
Megapeerelowska oligarchia, to brakujące ogniwo w teorii Darwina, zajęta wzbogacaniem III RP wartościami ekshumowanymi ze stalinstewka, w chwilach ekspiacji wspomina, że po ucieczce pułkownika Ryszarda Kuklińskiego do USA [8.11.1981] szef Służby Wywiadu i Kontrwywiadu generał Władysław Pożoga poinformował kierownictwo partii, iż na terenie Peerelu działa znacznie groźniejszy niż Kukliński agent wywiadu.
W 2000 r. brytyjski pisarz i polityk, specjalista od służb specjalnych, Nigel West, w książce The Third Secret ujawnił personalia rzekomego szpiega. Wskazując na gen. Tadeusza Tuczapskiego West trafił kulą w płot.
Na początku lat osiemdziesiątych, które w Peerelu były czasem powstania "Solidarności" oraz intensywnego odłowu agentów zachodnich służb specjalnych, ruszyłem tropem szpiega. Nie bez pomocy Pożogi dotarłem do figuranta. Był w randze wiceministra. Zaprzyjaźniłem się z nim. Przegadaliśmy dziesiątki godzin. To szalony facet z zadziwiająco poskręcaną biografią. Jego życie zdominowały trzy wątki: miłość, wywiad i polityka. Grając z sowieckimi, peerelowskimi, brytyjskimi, niemieckimi, izraelskimi i amerykańskimi służbami specjalnymi nie był wierny żadnej z nich. Będąc chrześcijaninem kierował się zupełnie niechrześcijańskimi uczuciami - zemstą, zawiścią i nienawiścią. Już dawno zapomniał jak się modlić. Jednak przed ważnymi akcjami, które przygotowywał na polecenie wywiadu, przypominał sobie o istnieniu Boga i powtarzał w duchu: "Proszę Cię, Boże, nie pozwól, żeby to się udało tym sukinsynom".
W Byłem szpiegiem przedstawiam życie agenta w pierwszej osobie. Wierząc, iż nie należy dokuczać miłym staruszkom, celowo gmatwam niektóre wątki mogące ułatwić jego identyfikację. Wszystkie opowiedziane fakty są prawdziwe, aczkolwiek widziane oczami mojego bohatera, co nie gwarantuje bezstronności. Niektóre wątki wzbogacam o oryginalne relacje byłych wysokich funkcjonariuszy służb specjalnych bądź polityki, nagranych na taśmę magnetofonową i przekopiowane na dołączoną do książki płytę CD. Bohater tej książki napisał w życiu, na potrzeby różnych służb, kilkadziesiąt życiorysów. Wszystkie były fałszywe. Gdyby chciał napisać prawdę, mógłby to zrobić tak:
Karierę zacząłem pod koniec września 1939 r. od zastrzelenia przyjaciela. Ożeniłem się z jego żoną, bo nie chciałem, aby dzieci najbliższego kolegi zostały sierotami. Poza tym, kochałem ją. Wkrótce przekonałem się, że wojna nie jest dobrym czasem na miłość. Wstąpiłem do AK i zaraz potem wpadłem w łapy NKWD. To ta służba, a nie Nemezis sprawiła, że byłem świadkiem ważnych dla Polski zdarzeń. Nie mając złudzeń, co zamierza Stalin, chciałem udowodnić enkawudystom jakim sukinsynem można zostać, gdy się jakąś urojoną misję potraktuje poważnie.
Przez pewien czas byłem chłopcem do wszystkiego w świcie gen. Sierowa. Wiem kto i dlaczego wsypał Grota Roweckiego i jak wyglądała prawda z porwaniem 16 przywódców Polski Podziemnej. Z zainteresowaniem przyglądałem się fałszowaniu Referendum i grze bezpieki ze S. Mikołajczykiem. W 1947 r. chyba jednak nadużyłem nieco zaufania swego przyjaciela K. Świerczewskiego, bo chcąc się przekonać, czy rzeczywiście generał się kulom nie kłania, wystawiłem go na strzał grupy ukraińskich nacjonalistów dowodzonych w sposób kapturowy przez NKWD.
W latach 1948-1954 skutecznie odegrałem kilka znaczących epizodów w grach wywiadu z Delegaturą WiN, OUN/UPA i ośrodkiem w Bergu. Potem służyłem w wielu krajach, w tym w Wietnamie, gdzie starły się interesy ZSRR, USA i Chin.
Obserwując z różnych perspektyw Polskę uważam, że w najważniejszych dla Peerelu wydarzeniach zawsze chodziło o władzę i kapitał. Władza trafiała w polskie ręce, ale zawsze z nadania lub z przyzwolenia Politbiura sowieckiego, które manipulacje w "bratniej Polsce" zleciło swoim służbom specjalnym [NKWD/KGB & GRU]. Wiem, że historia lubi się powtarzać, a Sowieci, urządzając kadrowo Peerel, często sięgali po metodę recyklingu. Modelowym przykładem jest tu Gomułka, któremu na każdym etapie stawiano inne zadania. W latach 1944-1948 było to szlachtowanie opozycji niepodległościowej, a po 1956 wyeliminowanie szlachtujących, ale nie tylko.
E. Gierek potrzebny był KGB jako facet, który otworzy Sowietom drzwi na Zachód, zapewni solidny zastrzyk dolarów i umożliwi przyszłemu gensekowi, M. Gorbaczowowi nawiązanie kontaktów biznesowo-politycznych w USA i Francji.
Jednak najważniejsze polecenie - stworzenia swoistego laboratorium dla przetestowania przygotowań do pieriestrojki, przypadło gen. Jaruzelskiemu. Generał, pozwoliwszy wybrać się premierem i I sekretarzem KC PZPR mianował się szefem WRON i ogłaszając [13.12.1981] stan wojenny rozpoczął wykonywanie zadania.
Akcja wzięcia narodu za mordę wyszła Generałowi perfekcyjnie. Znacznie gorzej poszło z ekonomią. Jednak w tej dziedzinie nie spodziewano się rewelacji. Burdel gospodarczy, zwany realnym socjalizmem, oparty o księżycową ekonomię, był niereformowalny. Tu był potrzebny cud.
Cudu nie było i Jaruzelski przystąpił do drugiego etapu - uwłaszczania nomenklatury (za cenę oddania części władzy) oraz generowania opozycji koncesjonowanej, która miała wziąć na siebie odpowiedzialność za pomyślność reform. Uwłaszczenie bardzo się nomenklaturze spodobało. Miała już dosyć utyskiwań swego buntowniczego potomstwa narzekającego, iż pomimo przywilejów, w socjalistycznej ojczyźnie żyje się im gorzej niż klasie średniej na Zachodzie. Nomenklatura, której oprócz uwłaszczenia obiecano decydujący udział we władzy, dała się przekonać nie wiedząc, że o władzę przyjdzie jej walczyć w trudniejszych niż niegdyś warunkach, albowiem nie będzie już wolno wyrzynać rywali.
Brałem udział przy majstrowaniu Okrągłego Stołu, przy którym opozycja koncesjonowana usiłowała wykołować nomenklaturę i vice versa. Pierwsi zapomnieli o istnieniu służb specjalnych i agentów, nie tylko peerelowskich. Drudzy, świetnie o tym pamiętając, czekali na sprzyjający moment do zagrania tym asem. W taki sposób wszystko zaczęło się toczyć od nowa. Teraz mamy demokrację sterowaną przez "trzymających władzę", dziki, morderczo-mafijno-korupcyjny kapitalizm, świeżych, pochodzących z mezaliansu opozycyjno-nomenklaturowego oligarchów i, w perspektywie - eldorado. Znowu widzimy światełko w tunelu. Niestety, nikt nam nie chce powiedzieć jak długi jest ten tunel.
Jeżeli jesteście ciekawi kiedy zacząłem się bać, to powiem, iż dopiero po zabójstwach generałów P. Jaroszewicza, J. Fonkowicza, M. Papały oraz J. Dębskiego. Byli to faceci, których wiedza, podobnie jak moja, mogła zaszkodzić niejednym współczesnym układom polityczno-biznesowym.
Matrioszka żydo sowiecka Wolski nie jest prawdziwym Jaruzelskim, tylko tzw.rosyjską matrioszką parchatego bolszewickiego pochodzenia, to taki "Kloss", "Styrlitz". Wygadał się, Rolińskiemu o tym gen. Jaroszewicz, że on ma archiwum domowe (jak Hoover) na temat rosyjskich i nie tylko matrioszek, on to opisał w swej książce, więc Jaroszewicze musieli zginąć, a Rolińskiemu i jego synom zamknięto usta, chcieli jeszcze żyć. Ja się, nie boję, piszę to poniżej. Broniący tej i innej "matrioszki żydo sowieckiej, to głupki lub synowie, wnuki komuchów, takich właśnie "matrioszek"zbrodniarzy i oprawców, katów Polaków, jak płk.NKWD Izaak Stoltzman ojciec Kwaśniewskiego, "Jaruzelski"," Kiszczak"(Są dokumenty w archiwach, które mówią, że Kiszczak mając 25 lat brał udział w egzekucjach na Polskich oficerach, którzy powracali z Anglii. Co ciekawe miał już rangę komandora i stał na czele plutonu egzekucyjnego. Chciał się przypodobać GRU i mordował prawdziwych polskich patriotów. Żołnierzy i oficerów wracających z zachodu.), "Spychalski", "Korczyński", etc, to sowieckie "matrioszki", żydowskiego sowieckiego pochodzenia. "Jaruzelski" ma za żonę córkę "matrioszki" "Spychalskiego", stąd te błyskawiczne awanse. W tamtych czasach żaden Polak nie mógł wżenić się w żydo bolszewicką rodzinę chybaże na rozkaz NKWD, IW - WSW, czy UB - SB. A teraz PO czytajcie - Nie znający prawdy o tym sowieckim agencie w polskim mundurze i rękoma upapranymi krwią Polaków. Powinien być zastosowany wobec niego i jego czerwonej kamaryli wariant rumuński, jak z Caucescu, czyli: pod mur i po sprawie. Niech ci "obrońcy" tego moskiewskiego agenta i zbrodniarza powiedzą gdzie i kiedy dzielnie walczył i to z kim, o czym poniżej. Wymieńcie mi tę jego walkę i linię frontu (NKWD, Śmiersz, IW - WSW - KBW , za plecami wojska to front?. Macie tu swego jenierała w całej krasie.Nie jestem szczylem lecz 60 latkiem. Tawariszcz gienierał! Ja (a także i Reagan-archiwa CIA) mam na to dowody w domowym archiwum, to podstawiony żydo sowiet co widać po jego semickim wyglądzie, na zdjęciach z młodych lat i obecnych. Moja śp. już Babcia (szlachcianka herbu "Rak" (herb Godyckich i Ćwirko)-zd.Ćwirko-Godycka, właścicielka majątku w Radziwiłłowie na Kresach, znała bardzo dobrze tę rodzinę Jaruzelskich, którzy byli dzierżawcami majątku, razem jechali na Sybir w dniu 10.02.1940 pierwszy rzut, mamy na Wolskiego dowody (wspólne zdjęcia w albumach rodzinnych - Wolskiego tam niema), lecz tu nie miejsce by je zamieszczać..Ja co roku 13.12 pytam agenta NKWD, Śmierszy i IW, zwykłego bolszewickiego bandyty w polskim mundurze, żadnego zwiadowcy, bo to bzdura, na co mam dowód, agenta NKWD, Śmierszy a potem IW (chyba wiecie co to za zbrodnicze instytucje były i kogo mordowały? jak nie to się, pouczcie się) Wolskiego na jego stronie by podał mi nazwisko i imię syna stajennego z majątku Jaruzelskich(oni nie byli właścicielami lecz zarządzającymi, dzierżawili, była to zubożała szlachta herbowa) z którym się,niby miał wychowywać,dorastać i bawić, bez odpowiedzi do dzisiaj, a ten człowiek żyje i mamy z nim kontakt. Moja Babcia z rodziną wracały razem z Syberii z Jaruzelską, oni przyjechali na ziemie zachodnie ona nie.Wiecie, że nie rozpoznała swego syna jak i jego siostra w nim brata - w Wolskim? potem w niejasnych okolicznościach zmarła. Nawet ten zbrodniarz nie był na jej, "matki "ponoć "swojej" pogrzebie. O czym to świadczy komuchy,l ub ich pomioty? Macie pecha bo żyją jeszcze świadkowie, no i archiwa domowe pełne, przekazywane następnym pokoleniom, od prawdy nigdy nie uciekniecie.Zbadać DNA tego bandyty, to dzisiaj możliwe a jego mocodawcy tego nie przewidzieli, rozwoju nauki, mieli pecha. Moje archiwum domowe potwierdza tylko Henryk Piecuch, także dlaczego zamordowano Jaroszewiczów a synom i Rolińskiemu, który się do tego przysłużył pisząc książkę o tym co mu Jaroszewicz przekazał o tych tzw.matrioszkach sowieckich, zamknięto na zawsze usta, chcą jeszcze sobie pewnie pożyć w spokoju,o czym poniżej. Tak jak ja żądam badania DNA tej matrioszki Wolskiego,żądają już także i inni Polacy znający prawdę o nim.Już się,zaczęło jawne i odważne żądanie badań DNA Wolskiego Andrzej Pilipiuk na swoim blogu w Netbird.pl pisze o zakładanym przez mieszkańców Ciechanowca stowarzyszeniu, mającym zbadać, czy generał Jaruzelski jest rzeczywiście urodzonym w tej miejscowości potomkiem szlachciców z Podlasia. Pilipiuk przytoczył opowieść człowieka spotkanego niegdyś w pociągu: ?(...)grupa mieszkańców zbiera podpisy, by zarejestrować stowarzyszenie. Gdy tego dokonają, zamierzają wystąpić do sądu o przymusowe testy DNA. Są bowiem przekonani, że człowiek, który przez dekadę rządził naszym krajem, to podstawiony agent NKWD, zaś ich kolega ze szkoły ? prawdziwy Wojciech Jaruzelski ? spoczywa gdzieś w zbiorowej mogile na Ałtaju??.Rozmówca Pilipiuka przedstawił się jako mieszkaniec Ciechanowca. Ukończył to samo gimnazjum, które przed wojną kończył generał. ?Znał rodzinę Jaruzelskich ? typową szlachtę z Podlasia, porządnych patriotów, katolików?. Wygląda więc na to, że Wojciech Jaruzelski może mieć więcej kłopotów niż proces i oskarżenie o nakłanianie ZSRR do pomocy przy wprowadzaniu stanu wojennego.Wczoraj w "Warto Rozmawiać" pokazano drogę awansu Wolskiego i kto go awansował od chorążego w 1943 po generała brygady w 1950,czyli jego prowadzący Moskwa (Śmiersz,NKWD,UB-IW) w 7 lat ta sowiecka podstawiona kukła awansowała na generała za denuncjację Polaków i ich mordowanie,bo na froncie to ten sowiecki bandyta i zbrodniarz nigdy nie walczył. Potem były awanse za 1956,1968,1970 no i za 1981, czyli "walkę" z kontrrewolucją, z imperializmem, stonką, etc.Ta sowiecka kukła powinna zawisnąć na latarni, zdegradowana,pozbawiona wszelkich odznaczeń, bo kuli na tego bandytę szkoda. Dlaczego Rokossowski został marszałkiem Polski? Bo taniej jest ubrać w polski mundur jednego Rosjanina niż całe wojsko w radzieckie mundury". Ten dowcip dobrze ilustruje stosunek społeczeństwa polskiego do faktu mianowania w listopadzie 1949 r. Konstantina Rokossowskiego marszałkiem Polski i ministrem obrony narodowej. Rokossowski był tylko jednym z tysięcy Rosjan służących w polskiej armii z woli Stalina. Już w 1944 r. sowieckich oficerów w polskich mundurach nazywano popami, czyli "pełniącymi obowiązki Polaków" vide Wolski,etc.Pomóżcie polskim towarzyszom! "Jesteście komunistą i radzieckim generałem. Pracujcie w Wojsku Polskim jako komunista i generał. Pomóżcie polskim towarzyszom" - powiedziano w 1943 r.matrioszcze i popowi gen. Jurijowi Bordziłowskiemu. Podobne słowa przed zakończeniem II wojny światowej usłyszało prawie dwadzieścia tysięcy oficerów Armii Czerwonej, którzy trafili do Ludowego Wojska Polskiego. Radzieccy oficerowie stanowili wówczas ponad 50 proc. kadry polskiego wojska. W praktyce zajmowali oni wszystkie istotne stanowiska dowódcze, w tym w Sztabie Głównym WP oraz w Informacji Wojskowej. Większość nie znała języka polskiego.Po zakończeniu wojny sowieccy oficerowie sukcesywnie wyjeżdżali do ZSRR. Już jednak pod koniec lat 40., w atmosferze narastającej szpiegomanii i szerzenia haseł o nasilaniu się walki klasowej, z wojska zwolniono ponad dziewięć tysięcy oficerów wywodzących się głównie z armii II RP. Na najważniejsze stanowiska wrócili oficerowie sowieccy. W 1952 r.aż 44 spośród 56 etatów generalskich w Wojsku Polskim zajmowali oficerowie Armii Czerwonej. To oni objęli też kierownicze stanowiska w MON i Sztabie Generalnym,IW,Wywiadzie i Kontrwywiadzie,WSW,WSI,etc, dowodzili wszystkimi rodzajami wojsk oraz okręgami wojskowymi. Większość komendantów szkół oficerskich także wywodziła się z szeregów Armii Czerwonej.Po śmierci Stalina w 1953 r. zmniejszyła się liczba sowieckich oficerów w Wojsku Polskim, przybyło natomiast doradców wojskowych. Nie wszyscy oficerowie Armii Czerwonej wracali do ZSRR. Około ośmiuset, w tym ośmiu generałów, otrzymało polskie obywatelstwo. Jednym z nich był parcho bolszewik,pop i matrioszka sowiecka gen. Józef Urbanowicz, który zajmował między innymi stanowisko szefa Głównego Zarządu Politycznego oraz wiceministra obrony. Tę ostatnią funkcję pełnił aż do 1984 r. Przez lata Urbanowicz uchodził za jednego z najbliższych współpracowników gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Premier Josek Cymerman kapo z Auschwitz vel Józef Cyrankiewicz w wąskim gronie mówił o Urbanowiczu, że to "ruski człowiek", czyli matrioszka jak i Wolski, czyli matrioszka pilnowała drugiej matrioszki. Większość matrioszek czyli sowieckich oficerów Śmierszy, NKWD, GRU, etc, którzy otrzymali polskie obywatelstwo z rąk i na polecenie Stalina, Moskwy, opuściła szeregi wojska i podjęła pracę w instytucjach centralnych,gospodarce, MSZ, szczególnie w handlu zagranicznym.To tam już urzęduje obecnie ich pomiot, trzecie już pokolenie parcho bolszewickich matrioszek - popów. Wojsko Polskie było wasalem Moskwy do końca PRL. Obecnie odsunięci przez PiS wracają, tworząc PRL Bis!!!
I. - Kontrrewolucja październikowa
W październiku 1956 r. przeciwko obecności sowieckich oficerów w polskiej armii występowała większość członków KC PZPR. W skład nowego Biura Politycznego nie powołano Rokossowskiego, który wkrótce został urlopowany, a następnie odwołany ze stanowiska ministra obrony. Jego miejsce zajął gen. Marian Spychalski, który niedawno opuścił więzienie. Ekipa Władysława Gomułki jeszcze w październiku odwołała ze stanowisk w MON, Sztabie Generalnym i w różnych rodzajach wojsk 35 generałów wywodzących się z Armii Czerwonej. Do wojska wrócili wyrzuceni w poprzednich latach generałowie Zygmunt Duszyński, Kazimierz Graniewski i Czesław Mankiewicz. Gen. Kazimierza Witaszewskiego na stanowisku szefa Głównego Zarządu Politycznego WP zastąpił gen. Janusz Zarzycki. Kontradmirał Jan Wiśniewski, który w październiku zablokował radzieckim okrętom wejście do portu w Gdyni, awansował na stanowisko dowódcy marynarki wojennej. Dowódcą wojsk lotniczych został gen. Jan Frey-Bielecki, o którym w październiku 1956 r. krążyły legendy, że chciał bombardować sowieckie kolumny pancerne idące na Warszawę. Na dowódcę Warszawskiego Okręgu Wojskowego wybrano gen. Józefa Kuropieskę, jeszcze niedawno trzymanego w celi śmierci jako agenta imperialistycznych wywiadów.Popaździernikowe zmiany wywołały zaniepokojenie na Kremlu. Nieufności tej nie przełamało pozostawienie parcho bolszewika,matrioszki i popa gen. Bordziłowskiego na stanowisku szefa Sztabu Generalnego. Odmawiając Gomułce przekazania licencji na produkcję najnowszego wówczas sowieckiego myśliwca Mig-21 (w maju 1957 r.), Chruszczow mówił między innymi: "Piszą u was wszystko, nie szczędząc siebie i nas. (...) Jeśli nawet wszyscy chórem zapewnicie, że zachowacie tajemnicę, ja wam i tak nie uwierzę. (...) Może chcecie Ił-28? Możemy go wam sprzedać, u nas jest już przestarzały".
II. - Armia kontrolowana
W latach 50. i 60. Rosjanie dążyli do usunięcia ze stanowisk tych polskich generałów, którzy w październiku 1956 r. po-parli Gomułkę i jego polityczny kurs. Gen. Tadeusz Pióro wspomina, że widział na biurku szefa Sztabu Dowództwa Układu Warszawskiego gen. Antonowa notatkę z nazwiskami kilkunastu polskich generałów przewidzianych do usunięcia z armii. Sojusznikiem Moskwy w tym przedsięwzięciu stało się kierownictwo Wojskowej Służby Wewnętrznej. Szarą eminencją był tam pop i sowiecka matrioszka pułkownik, a następnie generał Teodor Kufel, absolwent szkoły KGB. Już w 1957 r. z armii musiał odejść kontradmirał Jan Wiśniewski. W 1962 r. z Głównego Zarządu Politycznego usunięto gen. Zarzyckiego, a jego miejsce zajął parcho bolszewik,agent NKWD,Śmierszy,IW towarzysz Wolski znany nam jako sowiecka matrioszka gen. Wojciech Jaruzelski. Wiceministra obrony gen. Zygmunta Duszyńskiego oskarżono o romans z sekretarką, która rzekomo utrzymywała jednocześnie kontakty z dyplomatami państw zachodnich. Efektem prowokacji WSW przeciwko Duszyńskiemu była jego dymisja. Ofiarą prowokacji wojskowych specsłużb padł także gen. Tadeusz Pióro. Dowódcę lotnictwa gen. Freya - Bieleckiego wyrzucono z wojska za rewizjonizm. Generałowie Mankiewicz i Bednarz stracili stanowiska na fali antysemickich czystek. Gen. Kufel miał z sowieckiego nadania tak duże wpływy, że mógł wydać WSW polecenie "rozpracowania" sowieckich matrioszek,popów,(nie był w to przez Stalina wtajemniczony,te sprawy znał tylko Żukow)generałów Wolskiego vel Wojciecha Jaruzelskiego, Floriana Siwickiego, a nawet Józefa Urbanowicza. Wpływy Moskwy w polskim wojsku gwarantowały taki dobór kadry, że nie występowała ona przeciwko interesom Kremla. Moskwa zawsze miała w naszej armii swoich zaufanych ludzi. W 1981 r. kimś takim był także pop gen. Eugeniusz Molczyk, na wypadek wojny przewidywany na stanowisko dowódcy Frontu Polskiego. W Molczyku - zaufanym człowieku marszałka Wiktora Kulikowa, dowódcy wojsk Układu Warszawskiego - Moskwa widziała ewentualnego następcę Wolskiego vel Jaruzelskiego. Dopiero w 1986 r., kiedy w ZSRR rozpoczęła się era Gorbaczowa, Wolski vel Jaruzelski mógł się pozbyć z armii generałów Molczyka i Kufla stanowiących dla niego śmiertelne zagrożenie. Ten ostatni został odwołany z placówki dyplomatycznej w Berlinie i wyrzucony z PZPR. Formy zależności Wojska Polskiego od władz i interesów wielkiego brata ewoluowały wraz ze zmianami w relacjach między PRL i ZSRR. Na fali odwilży w połowie lat 50. wydawało się, że nasza armia odzyskuje suwerenność. Wkrótce okazało się, że to tylko pozór i Sowieci ponownie doprowadzili do częściowej wasalizacji Wojska Polskiego. W różnych formach trwała ona do końca PRL.
III. - Wojna podjazdowa
"Odnośnie wysyłania z terenu Szefostwa WSW do KC PZPR anonimów na niektórych członków Biura Politycznego KC PZPR wyjaśniam, że 'specjalistą' w ich wysyłaniu i preparowaniu wspólnie z płk. W. Siennickim i generałem Kuflem był płk J. Ćwik (...). Których członków Biura Politycznego dotyczyły - co do tego nie jestem zorientowany. Natomiast (...) materiały dotyczące byłych sekretarzy KC PZPR J. Albrechta i A. Starewicza zmierzały do ustalenia ich powiązań z osobami zajmującymi kierownicze stanowiska w wojsku, a szczególnie z tymi, którzy - według określeń gen. Kufla - reprezentowali kierunek "rewizjonistyczno-syjonistyczny" w wojsku. Byli to gen. Z. Duszyński, gen. J. Fonkowicz, gen. B. Bednarz. W powyższej sprawie były opracowywane informacje adresowane do Sekretariatu KC PZPR oraz Ministra Obrony Narodowej Marszałka Polski M. Spychalskiego".
Cześć! Jeżeli czytasz te słowa, oznacza to, że masz łeb na karku,
jesteś inteligentny i posiadasz rzadką umiejętność wybierania rzeczy dobrych.
Zapraszam na zbójeckie szlaki SŁUŻB SPECJALNYCH & COMPANY.
Wcześniej jednak prośba DO POLICJI TAJNYCH, WIDNYCH, DWUPŁCIOWYCH, i nie tylko:
Pragnąc zaoszczędzić RP - pieniędzy, funkcjonariuszom służb wszelakich -
fatygi, sobie - czasu upraszam P.T. prokuratorów cywilnych, wojskowych i IPN
o nie wzywanie mnie na przesłuchania w charakterze podejrzanego, świadka, kapusia.
O to samo proszę przedstawicieli służb i policji tajnych, widnych i dwupłciowych.
Równocześnie oświadczam, że wszystko to, co wiedziałem na tematy interesujące
być może również wymienionych funkcjonariuszy, spisałem na kartach swoich książek,
starając się wiernie oddać zarówno intencje rozmówców, jak i to, co widziałem,
niczego nie ubarwiać, dokumentów nie uzupełniać ani dobrym, ani złym słowem.
Pisząc te zdania ostrzegam P.T. Czytelników, że wszelkie podobieństwo ważnych figur
żyjących i nie żyjących do osób przedstawionych w moich publikacjach nie jest ani przypadkowe,
ani zamierzone, lecz nieuniknione. Wiem, że w III RP historię dzieli się na słuszną bądź prawdziwą,
jestem jednak na tyle bezczelny, że opowiadając się za historia prawdziwą uważam,
ze nie mogę ponosić za to odpowiedzialności.
Przepraszam. Zapomniałem się przedstawić. To szalenie krępujące.
Poza tym, naprawdę, nie ma w tym nic zabawnego. Było tak:
Urodziłem się 4 grudnia 1939 r. w Bielsku-Białej z wielką ciekawością świata,
ale wtedy nie wiedziałem jeszcze, że przyjście na świat oznacza jedynie coraz większe kłopoty.
Będąc spod znaku Strzelca, pasjonowałem się tym wszystkim, co strzela, a oprócz tego sportem,
alpinizmem, żeglarstwem, malarstwem, rzeźbiarstwem i pisaniem. Spodziewałem się, że zainteresowania te
wystarczą do wydania mi wariackich papierów i uwolnią od wojska. Komisja poborowa miała inne zdanie.
Posądzono mnie o chytry zamiar uchylenia się od zaszczytnego obowiązku obrony socjalistycznej ojczyzny,
co szczególnie raziło w przypadku potomka "zaplutego karła reakcji" i "wroga ludu".
Wierząc, że najciemniej jest pod latarnią postawiłem na wojsko.
Ze swojej sześćdziesiątki piątki, siedem lat zmarnowałem na szkołę podstawową,
pięć na Liceum Pedagogiczne, trzy na Oficerską Szkołę Wojsk Ochrony Pogranicza i pięć na akademię,
w dodatku wojskową, i jakby tego było mało - polityczną. Resztę życia zmitrężyłem na dzieciństwo,
służbę wojskową, pisanie, rzeźbienie, malarstwo i tym podobne głupstwa.
W tym miejscu przyznaję się do grzechu: popełniłem kilka tysięcy materiałów prasowych oraz
pięćdziesiąt kilka książek poświęconych służbom specjalnym i wydarzeniom,
które starannie ukrywano. Namalowałem 77 obrazów i zrobiłem tyleż samo rzeźb,
z których większość spaliłem. Część książek zgrupowałem w seriach:
TAJNA HISTORIA POLSKI
SUPERAGENCI XX WIEKU
Znajomi mówią, że książki te są jak kanibale - każda następna pożera poprzednie.
Pewnie dlatego część z nich pisałem pod hasłami:
CZY JUŻ OBALIŁEŚ RZĄD? JEŻELI NIE, NIE ZŁOŚĆ SIĘ, SŁUŻBY
SPECJALNE ZROBIĄ TO ZA CIEBIE! oraz:
NIE BAĆ SIĘ I NIE KRAŚĆ!, a także:
SŁUŻBY SPECJALNE NALEŻY ZBUDOWAĆ OD NOWA!, jak również:
PRZEMILCZANIE JEST KŁAMSTWEM!
A oto bolszewickie w treści i socjalistyczne w formie tytuły, w których
służby specjalne ukazują różne oblicza:
* Portret szpiega (Wyd. MON, Warszawa 1984)
* Siedem rozmów z generałem dywizji Władysławem Pożogą, I zastępcą ministra spraw wewnętrznych,
szefem wywiadu i kontrwywiadu (Czytelnik, Warszawa 1987)
* Czas szpiegów (Wyd. MON, Warszawa 1986)
* Desperat ("Alma-Press", Warszawa 1987)
* W smudze śmierci ("Alma-Press", Warszawa 1989)
* Tropem szpiegów (Wyd. MON, Warszawa 1988)
* Kto zabił? (Bis, Warszawa 1990)
* Czas bezprawia ("Story", Warszawa 1990)
* Rozstrzelany grudzień ("Story", Warszawa 1990)
* Szpiegowski duet (Wyd. Spółdzielcze, Warszawa 1987)
* Requiem dla szpiega (Tesco, Warszawa 1991)
* Spotkania z Fejginem ("Story", Warszawa 1990)
* Szpiegowski syndrom (Zetpress, Warszawa 1988)
* Akcje specjalne. Od Bieruta do Ochaba (CB, Warszawa 1996)
* Wojciech Jaruzelski tego nigdy nie powie. Po_oga (Reporter, Warszawa 1992)
* Pożoga. W. Jaruzelski tego nigdy nie powie (CB, Warszawa 1996)
* Służby specjalne atakują. Od Jaruzelskiego do Kwaśniewskiego (CB, Warszawa 1996)
* Imperium służb specjalnych. Od Gomułki do Kani (CB, Warszawa 1997)
* Brudne gry. Ostatnie akcje służb specjalnych (CB, Warszawa 1998)
* Bruderszaft ze śmiercią. Kto zabił? (CB, Warszawa 1999)
* Syndrom tajnych służb. Czas prania mózgów i łamania kości (CB, Warszwa 1999)
* Mówi szef ochrony generała. Byłem gorylem Jaruzelskiego (Reporter, Warszawa 1993)
* Byłem gorylem Jaruzelskiego. Mówią: szef ochrony Generała i inni... (CB, Warszawa 2001)
* Skarb III Rzeszy (CB, Warszawa 1999)
* Czas generałów; gen. W. Pożoga: W. Jaruzelski tego nigdy nie powie;
gen. W. Jaruzelski: Rosjanie nie chcieli interweniować (CB, Warszawa 2000)
* Tytani zbrodni. Wielka polityczna sierota (CB, Warszawa 2000)
* Kim jest Putin? Wielki blef generałów (CB, Warszawa 2000)
* W. Jaruzelski. Ból władzy (CB, Warszawa 2001)
* Requiem dla generała (CB, Warszawa 2001)
* V atakuje. 18 minut, które wstrząsnęły Ameryką (Exlibris, Warszawa 2002)
* Bruderszaft z Antychrystem. Czas terroryzmu (Exlibris, Warszawa 2002)
Dzięki.
Większość książek Henryka Piecucha znam lub mam... Lecz zawsze do tych historii trzeba wracać — bo mówią one prawdę o komunistyczno-bolszedewickiej mafii zbrodniarzy rządzacych w PRL i w PRL-bis...
Znakomity był także i blog Piecucha — lecz po jego pobycie w szpitali, już od ponad dwóch lat nie ma tam żadnego nowego wpisu...
Notki - archiwum
Komentarze - archiwum
2021 |
87
Okres: 2021 liczba komentarzy: 87 |
---|---|
2020 |
25
Okres: 2020 liczba komentarzy: 25 |
2019 |
38
Okres: 2019 liczba komentarzy: 38 |
2018 |
1
Okres: 2018 liczba komentarzy: 1 |
2015 |
2
Okres: 2015 liczba komentarzy: 2 |
2014 |
11
Okres: 2014 liczba komentarzy: 11 |
2013 |
145
Okres: 2013 liczba komentarzy: 145 |
2012 |
61
Okres: 2012 liczba komentarzy: 61 |
2011 |
127
Okres: 2011 liczba komentarzy: 127 |
Szybki dostęp
Kalendarz
Przytnij zdjęcie
x = 0, y = 0
szerokość = 0, wysokość = 0
obieranie cebuli - do łez
od 1982 były dziennikarz, w PRL opozycjonista represjonowany, odznaczony przez Śp. PREZYDENTA z polecenia Śp. PREZESA IPN w 2008 roku Krzyżem Kawalerskim OOP.